sobota, 21 grudnia 2013

Jeden dzień w baśni

Nieśmiertelny, Catherynne M. Valente

Już od roku stała na mojej półce i czekała na przeczytanie. I choć byłam zachwycona poprzednimi książkami autorki, tutaj niepokoiłam się, czy to aby książka dla mnie. Czy nie rzuci się cieniem na poprzednie czarowne historie.
Niepotrzebnie.
Jest zaklętą magią znajdującą się w zasięgu naszej dłoni.
Czułam się, jakby ktoś ubrał moje serce w słowa i udało mu się zmieścić je w dwóch zdaniach, a potem uplótł z nich całą historię, aby mnie jeszcze dręczyć. A dręczeniem tym byłam oczarowana.
Kościej Nieśmiertelny uwiódł mnie, uwodząc Marię, wprowadzając w baśń, w swój świat, który wiły, rusałki, leszy, Żar-Ptaki nazywają domem. Czego mogłabym chcieć więcej?
Wszystkie moje doświadczenia z „Ucztą Wyobraźni” dowodzą słuszności nazwy tej serii, a po uczcie „Nieśmiertelnego” czuję się zarówno syta jak i niespełniona, jakby karmiąc mnie opowieściami, jednocześnie karmił się moim sercem. Catherynne Valente kolejny raz doprowadziła moje serce do bólu z zachwytu i tęsknoty.
Niestety, korekta nie spisała się najlepiej. Błędy, które napotkałam, były niemiłym zgrzytem – caryca zmieniana na cara i z powrotem, a w jednym, żywcem z baśni wziętym fragmencie, pomylone uparcie imiona postaci. To było przykre w odbiorze, zwłaszcza drugi z tych błędów. Ale pominąć można niedoskonałości, gdy trzyma się w ręku prawdziwą Opowieść.
Ci, którzy lubią baśnie, baśnie słowiańskie, rosyjskie, i gdy lubią baśnie opowiadane inaczej, a jednocześnie z niezmiennymi, charakterystycznymi szczegółami, powinni sprawdzić, czy może ich również „Nieśmiertelny” nie oczaruje i nie pożywi się na ich sercu.

Bo opowieści chcą być opowiadane. Wciąż i wciąż na nowo. Ale czy nieprawdą jest, że nie można zmienić ich biegu?