wtorek, 14 maja 2013

Kwantowa natura świadomości

Rozgwiazda, Peter Watts
Trylogia ryfterów, t.I

Muszę napisać tę opinię szybko, żebym mogła zacząć czytać kolejny tom.
I to właściwie jest bardzo dobra rekomendacja.

Czytałam swego czasu najsłynniejszą chyba książkę Petera Wattsa, „Ślepowidzenie”, a Trylogia ryfterów korciła mnie już od długiego czasu. Mówiłam już kiedyś, że zasadniczo nie przepadam za science-fiction, prawda? Ale jeśli coś już mi się z nurtu s-f spodoba, na ogół jest to od razu oczarowanie.
Już wstęp, skierowany do polskich czytelników, okazał się przystępny, zabawny, rozbrajająco szczery i sporo wyjaśniający, jednym słowem, spodobał mi się. Polecam przeczytać go przed rozpoczęciem samej powieści, zarówno dla tych, którzy znają „Ślepowidzenie”, jak i dla tych, którzy rozpoczynają znajomość z tym autorem. Myślę, że jest wart poświęcenia mu tych kilku minut.
Na przykład ten rarytasik: „Jeśli twoje dzieło okazuje się zbyt mroczne dla Rosjan, wiesz już, że osiągnąłeś pewien kamień milowy”.
Chociaż podczas czytania pierwszych kilku stron uznałam, że będzie to raczej czytadełko; coś, co mnie raczej nie wciągnie i zewsząd będzie krzyczeć „to moja pierwsza powieść!”. Cóż, myliłam się. I chyba trudno już pomylić się bardziej.
Sama nie wiem, co zrobiło na mnie większe wrażenie: dramat psychologiczny, czy morskie ekosystemy i ich konsekwencje. Tu zaznaczę, że Peter Watts jest biologiem morskim i wiedział o czym pisze, przynajmniej w tej drugiej kwestii. Ja osobiście nie znam się na psychologii i nie wiem, na ile opisane zaburzenia, traumy i reakcje są prawdziwe, dla mnie w każdym razie brzmią prawdziwie i są przejmujące. A wszystkie rozważania na temat biologii są, ach, zachwycające! Mój umysł odnalazł fascynującą pożywkę. Cudo!
Tym sposobem prawdopodobnie wszyscy się już zorientowali, że powieść dotyczy ryftów oceanicznych.
Ale przede wszystkim powieść jest niezwykle… hermetyczna. I to właśnie czyni ją mroczną, na równi z psychologią bohaterów i pewnym… zawiłym wydarzeniem biologicznym.
O której to hermetyczności autor wspomina we wstępie: „Pod pewnymi względami starałem się nie szarżować; nie będąc pewnym swoich umiejętności składania słów, umieściłem bohaterów w mikrokosmicznej bańce, odciętej od poplątanych zawiłości szerokiego świata”. Raczej nie musiał obawiać się o swoje umiejętności, ale „bańka” historii nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie, uczyniła ją niesamowitą.
Nie mogę nie wspomnieć o tym, jak bardzo dopracowana jest ta historia. Pod chyba każdym możliwym względem. Jednym z wielu interesujących szczegółów jest ten zawarty w tytule notki: kwantowa natura świadomości człowieka. Pierwszy raz spotkałam się z tą hipotezą i urzekła mnie, zachwyciła, oczarowała. Tu muszę dodać, że nie wymyślił jej autor, ale w bibliografii podał źródła swojego natchnienia: Roger Penrose „The Emperor’s New Mind” i „Shadows of the Mind”.
Dodając szybko, że równie urocza jak wstęp jest też bibliografia (co jak zawsze doceniam i zademonstrowałam powyżej), przepraszam za krótką notkę, ale książka nie jest też szczególnie długa, a mnie spieszno do drugiego tomu. Jeśli tego nie zrobię, rozpiszę się z kolei o fascynujących pomysłach z powieści i zaspoileruję rzeczy, które lepiej, abyście odkryli z pierwszej (no, może drugiej, biorąc pod uwagę bibliografię) ręki.
Żałuję jedynie, że nie ma polskiego słowa na „spreading”.

2 komentarze:

  1. W jakim kontekście jest ten spreading, że polskiego słowa zabrakło? O_o

    Morski dramat psychologiczny... Hmm. Brzmi smakowicie. Tak sobie przychodzisz i kusisz smakowitymi książkami, paskudo? Taaak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://pl.m.wikipedia.org/wiki/Spreading w tym. Co bardziej przykre, zabrakło też jakiegoś przypisu od tłumacza i musiałam sama wyszukać o co chodzi.
      A co, pewnie że kuszę :)

      Usuń