piątek, 9 sierpnia 2013

Wczytana w powieść

Młyn nad Flossą, George Eliot

Tak niewiele mam do powiedzenia: że poleciłabym ją każdemu, kto lubi opisy przyrody w „Nad Niemnem” (a wiem, że istnieją tacy ludzie); tym, którym nie przeszkadzają dygresje, wolniutko tocząca się akcja i dywagacje; że jest piękna i smutna; że jednocześnie napisana została z humorem i przenikliwością, a z tego powodu fragmenty powieści odczytywałam innym; że jest o wyjątkowo zwykłych ludziach, nie bardzo biednych ani bardzo bogatych, i o środowisku małomiasteczkowym. Że podobało mi się powolne brnięcie z jednej strony powieści na drugą i że zauroczyła mnie całkowicie.

A jednocześnie nie czuję się kompetentna do pisania o tej książce. Ta krótka notka jest spowodowana pragnieniem, by nie została zapomniana. Myślę, że warta jest czytania i wracania do niej, jak wiele powieści XIX wieku, które wciąż i wciąż mnie przyciągają. Cenię sobie uwagi dotyczące osobowości i charakterów ludzi, oraz przeuroczy i błyskotliwy sposób ich opisania.  Chciałabym czytać takich pozycji więcej i więcej, bo czuję się przez nią wzbogacona, choć nie jest to trudna powieść.

Chciałabym, aby była czytana.

2 komentarze:

  1. Już gdzieś słyszałam o tej książce i mam ją w planach. Takie leniwie snujące się historie mają swój urok:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś miałam tę książkę w oryginale, ale nie wiem czemu w końcu jej nie przeczytałam. Teraz widzę, że niesłusznie...

    Nominowałam Cię do Liebster Award!
    Zapraszam: http://valkotukka.blogspot.com/2013/08/liebster-blog-po-raz-drugi.html

    OdpowiedzUsuń