wtorek, 12 marca 2013

Marzenia spełniane piórem

Profesor, Charlotte Brontë


„Profesor” jest pierwszą powieścią Charlotte Brontë o czym dowiedziałam się jeszcze z okładki (gdyby komuś myliły się siostry Brontë: Charlotte to ta od „Dziwnych losów Jane Eyre”. Od „Wichrowych wzgórz” jest Emily, a powieści Anne dopiero w zeszłym roku zostały wydane w Polsce i mam na nie chrapkę); pierwszą powieścią, ale wydaną pośmiertnie. Rzeczywiście, w mojej opinii wygląda na pierwszą powieść. Poniekąd to przykład marysuizmu, przy czym mam na myśli wcielanie marzeń i oczekiwań w bohaterów literackich; spełnianie się na kartach powieści, skoro w rzeczywistości się nie udało. Autorka ubrała w powieść pragnienie; to, jakby chciała, by potoczyło się jej życie, a przynajmniej na tamtym jego etapie; tak to dla mnie wyglądało, niezależnie zamienionych szczegółów i niezależnie od opisu na okładce, który sugeruje mniej więcej to samo. Nie wciela siebie samej w głównego bohatera, lecz w jego wybrankę. Nie zdziwiłabym się, gdyby większość postaci odwzorowanych w książce autorka rzeczywiście poznała w Brukseli.  Myślę też, że jest to powieść napisana po prostu dla samej siebie. 
Wyraźny wpływ fizjonomiki na opisy postaci spowodował, że zrobiło mi się żal Flamandczyków. Co oni winni? I czy Charlotte Brontë nauczająca ich angielskiego rzeczywiście była tak rozczarowana ich możliwościami intelektualnymi, czy może, jeśli nawet uczniowie nie byli bystrzy, to może stało się tak na własne życzenie nauczycielki, która niczego innego po nich nie oczekiwała?
To prościutki romansik dla tych, którzy lubią twórczość sióstr Brontë i historie epoki wiktoriańskiej; nieco naiwny i słodki.
Opis mi wyszedł krótki, bo i powieść długa nie jest, ale jedna myśl na koniec: Najwyraźniej niewielu było (jest) mężczyzn ceniących kobiety myślące i wspierających je w samorozwoju. Tak niewielu, że trzeba ich tworzyć w powieściach i przynajmniej fikcją nadrabiać braki.
 

5 komentarzy:

  1. O, self-insertion pisane dla siebie, to tak jak ja - może jak dorosnę, zostanę Charlotte Brontë (cicho, pocieszam się tak :P)? I aż ciekawa jestem, co zrobiła tym biednym Flamandczykom, bo to aż złowieszczo zabrzmiało :P

    I nie wierzę, wydano tę wielką niewiadomą, jaką jest dla mnie twórczość Anne? W takim razie też chcę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydano:
      http://lubimyczytac.pl/ksiazka/125045/lokatorka-wildfell-hall
      http://lubimyczytac.pl/ksiazka/141743/agnes-grey
      :)

      Spoiler flamandzki:
      "Posiadali na ogół wątłe zdolności umysłowe i silne cechy cielesne; tym samym na naturę ich składały się niemoc i swoista bezwładna siła zarazem; byli tępi, ale byli też niezwykle uparci, ociężali niczym ołów i tak jak ołów trudno ich było poruszyć. Wobec tego istną niedorzecznością byłoby wymagać od nich dużego wysiłku umysłowego (...)"
      Wspaniałe, prawda? Jest tutaj więcej ciekawych opisów, potem także poszczególnych jednostek, i nie tylko flamandzkich typów.

      Usuń
    2. O bogowie, rzeczywiście, co za okazy spotykała, może miała jakiś Dar Przyciągania Debili albo co O_o

      Yay, dzięki!

      Usuń
  2. "Najwyraźniej niewielu było (jest) mężczyzn ceniących kobiety myślące i wspierających je w samorozwoju. Tak niewielu, że trzeba ich tworzyć w powieściach i przynajmniej fikcją nadrabiać braki."

    Powaliło mnie to zdanie. Niby przypadkiem taka szpila dla facetów :) "Wichrowe Wzgórza" mi niestety nie podeszły i obawiam się chwytać za inne wytwory którejkolwiek z sióstr. Uprzedzenia. Niemniej opinia zgrabnie napisana i przyjemnie się ją czytało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała powalczyć z uprzedzeniem, proponuję sięgnąć po "Dziwne losy Jane Eyre". To jednak siostry, a nie sobowtóry na szczęście, więc są różnice, choć nie wiem czy wystarczające, żeby ci się spodobała.
      Aczkolwiek jeśli ta też ci nie podejdzie to raczej nie sięgałabym po kolejne. Chyba, że Anne Brontë nas nietypowo zaskoczy ;)

      Usuń