O „Szklanej górze” dowiedziałam się, czytając tę recenzję.
Zainteresowała mnie i przy sprzyjającej okazji, jaką była trzygodzinna podróż
busem, powolutku przeczytałam dwanaście ponurych baśni.
I
choć opinia mnie zachęciła, tytuł książki (i zarazem pierwszego opowiadania)
przypomniał mi o ukochanym zbiorze z baśniami „Woda żywa”, a wstęp
odpowiednio mnie nastroił, z początku byłam rozczarowana. Opowieści nie
wydawały mi się tak ponure, jak się spodziewałam, a na dokładkę jakby
niedokończone. Jak ćwiczenia z tworzenia klimatu.
Niektóre
baśnie nie były dokładnie ponure, a raczej smutne, ale w większości brakowało
dla mnie tego magicznego Czegoś, przez co nie można się oderwać…
…A
potem nagle odkryłam, że coś złapało mnie za serce. Udało się to dwóm baśniom,
a jeszcze parę przypadło mi do gustu.
I
chociaż miałam potrzebę, by w historiach było coś więcej, coś bardziej, muszę
autorowi przyznać, że stworzył równy, baśniowy klimat. Oraz wywołał wenę.
Ebooka,
dostępnego za darmo, można ściągnąć tutaj. I podpisuję się obydwiema rękoma pod
pochwałami na temat ładnego i dopracowanego wydania. Polecam przekonać się samemu, jakie to właściwie są baśnie.
Cieszę się, że Cię zachęciłam :D To radość i balsam na me serce: blog spełnia swe zadanie! Zachęca do czytania! :D
OdpowiedzUsuńA powiedz, które to dwie baśnie złapały Cię za serce? Bo mnie tak mniej więcej wszystkie złapały za duszę. Klimatem. Takim klimatem, jaki chciałabym umieć tworzyć.
OdpowiedzUsuńAle jeśli wywołały wenę, to dobrze :>
"Księżniczka nakręcana" i "Rubinowa krew". "Tak mniej więcej wszystkie", urocze :P
Usuń