wtorek, 30 kwietnia 2013

W Gujanach, wśród rzek i domów na palach

Dzikie wybrzeże. Podróż skrajem Ameryki Południowej, John Gimlette

Między oceanem a nieokiełznaną dla białych dżunglą, niemal nietkniętą naszą białą stopą, ciągnie się nieomal równie niezrozumiałe wybrzeże, odcięte od reszty Ameryki Południowej.
Ani Gujana, ani Surinam, czy wreszcie zamorski region Francji – Gujana Francuska, nigdy wcześniej nie zwróciły mojej uwagi. Zainteresowały za to Brytyjczyka, który spróbował zrozumieć gujański świat dwóch ostatecznie niepodległych kolonii i francuskiego departamentu. Nim wyjechał, przygotował się solidnie, czytając o historii regionu, przyrodzie, polityce. Przebrnął przez wiele historycznych pozycji, a nawet raport grupy śledczej i przygotował notatki. Postanowił zobaczyć, co stało się z miejscami, o których czytał i jak żyją ludzie, zamieszkujący dawne kolonie.
A potem opisał swoje doświadczenia (przywożąc z podróży trzy tysiące stron notatek, dziesięć godzin nagranych wywiadów i tysiące fotografii). Opisał interesująco, barwnie, przytaczając fascynujące rozmowy i szafując słowem „rozkosznie”. Nie jest zupełnie obiektywny, czasem nie waha się wyrazić swojego zdania. Co i rusz opowiada historię kraju, o której czytał i konfrontuje z rzeczywistością, jaką zastał, a opowieści rzeczywiście potrafi snuć. W treści powołuje się na fragmenty książek, co wywołuje u mnie miłe uczucie podróży poprzez kraje i książki jednocześnie. Można też wynotować sobie kilka pozycji i zastanowić się, czy nie miałoby się ochoty przeczytać ich samemu.
Poza podpieraniem się pozycjami, z których dowiadywał się o regionie, jeszcze jeden element świadczy o jego skrupulatności: dużo zwierząt i część roślin w nawiasach ma podane łacińskie nazwy. To miły gest w stronę zaciekawionego czytelnika.
Wkoło zaś szalała przyroda; podpływały manaty, po drzewach przebiegały sajmiri (w książce pod nazwą „trupia główka”, ale z właściwą sobie nazwą łacińską obok), rezydowały całe plemiona kajmanów i zaskakiwał widok aguti. Dzięki Johnowi Gimlette dowiedziałam się o istnieniu dziwolotków (nota bene, jak już poinformował mnie Internet, nie tylko w Ameryce).
Wiem już, że wenezuelskie dzieci w szkołach uczą się, że spora część Gujany powinna należeć do nich i patriotycznym obowiązkiem Wenezuelczyka jest ją odzyskać; że w Surinamie mają banknot o nominale dwa i pół dolara; że Unia Europejska sięga terytorialnie aż do Ameryki Południowej; że maroni uważają kobiety za niebezpieczne, zwłaszcza w trakcie miesiączki, bowiem płyny maciczne (urocze sformułowanie) mogą spowodować śmierć. Zapoznałam się bliżej, niż bym przypuszczała, z historią masowego samobójstwa sekty wielebnego Jonesa (tzw. Świątyni Ludu). I jak brzmi talkie-talkie. I jest to jedynie niewielki wybór wiadomości, którymi dysponuję dzięki tej książce.
A to wszystko w formie (profesjonalnej) gawędy i dyskusji – z dawnymi podróżnikami i obecnymi mieszkańcami. Mogłabym znaleźć jedną czy dwie niedoskonałości (przyrodnicze, to w końcu moja działka), ale nie uważam, aby autor musiał znać się na absolutnie wszystkim, a podziwiam pracę, jaką włożył w tę książkę.
Niniejszym chciałabym też ogólnie zareklamować serię podróżniczą Orient-Express wydawnictwa Czarne, w ramach której wydano „Dzikie wybrzeże”. Jest to trzecia pozycja z tej serii, jaką czytałam, i jedynie pogłębia mój apetyt na kolejne. Podoba mi się zarówno szata graficzna, dyskretna i gustowna, jak i ciekawe lektury, w których autorzy dzielą się swoimi przemyśleniami, prowadząc interesującą pogawędkę z czytelnikiem.
Wracając jeszcze do „Dzikiego wybrzeża”, ilość treści dotyczącej każdego z krajów odpowiada jego powierzchni, poświęcając najwięcej miejsca Gujanie, mniej Surinamowi i najmniej Gujanie Francuskiej. W ciekawy sposób podana została bibliografia – zamiast listy pozycji natykamy się na tekst, podzielony tematycznie i opowiadający, gdzie i czego autor szukał i co poleca.
A w ramach ciekawostki, pierwszy akapit posłowia, który wzbudził moje spore zainteresowanie: „W listopadzie 2009 roku Gujana i Norwegia podpisały historyczne porozumienie, na mocy którego Gujana przekazała Norwegii nadzór nad swoimi lasami w zamian za pięcioletni pakiet pomocowy wartości dwustu pięćdziesięciu milionów dolarów.”

3 komentarze:

  1. Uwielbiam książki o podróżach. Co jest dziwne, biorąc pod uwagę moją ogólną niechęć do podróżowania ;P Niemniej lektura wydaje się warta przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Talkie-talkie? Dziwolotki? Czymkolwiek są, ja też chcę wiedzieć! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwolotki proponuję wygooglać, bo ich zdjęć w książce nie ma :) Ale talkie-talkie czeka w książce na ciebie.

      Usuń