czwartek, 15 listopada 2012

Homogenocen, czyli światy się łączą

1493. Świat po Kolumbie, Charles C. Mann


[Ponieważ z dzikim zachwytem przeczytałam lata temu (a dokładniej pięć lat) „1491. Ameryka przed Kolumbem”, podkreślając połowę książki, dyskutując godzinami nad pewnymi fragmentami i próbując wcisnąć książkę niemal każdej bliskiej osobie (o której wiedziałam, że odda egzemplarz), niemalże rzuciłam się na „1493”, potykając się o własne nogi w drodze do księgarni.
Ostatnio przypadkowo wybierałam lektury powiązane z odkryciami geograficznymi. Miałam zatem zupełnie nieplanowany ciąg właściwych lektur, więc idee w książce w wielu przypadkach nie były już dla mnie tak odświeżające (tutaj chętnie wstawiłabym dygresję na temat „1491”, ale się powstrzymam). Mimo to lektura nowej pozycji Manna była interesująca.]

Autor, który zachwycił mnie już przy „1491”, ponownie solidnie przygotował się do kolejnej pozycji. Bibliograficzny rozmach* i dziennikarskie umiejętności pozostały znakiem firmowym Manna. Jego lekkie pióro pozwala z łatwością brnąć przez historyczne fakty, chociaż kosztem uczynienia faktów interesującymi jest pewna beletryzacja historii.
Główną ideą książki jest zderzenie Eurazji i Afryki z Amerykami. Cytując: „Z punktu widzenia ekologów było to najważniejsze w historii Ziemi wydarzenie od czasu wymarcia dinozaurów”.
W książce gospodarka i polityka są nierozerwalnie splecione z ekologią. Czy zdajemy sobie sprawę, jak przypadkowe elementy wymiany między kontynentami wpłynęły na obecną sytuację świata? Kto z nas wyłamał się z szablonowego myślenia o Europejczykach zasiedlających Ameryki, a zamiast tego zastanowił się nad ogromną ilością sprowadzonych tam Afrykanów? I dlaczego rozpropagowaliśmy (my, Europejczycy) malarię na resztę tropikalnego świata? Ile przemian dokonało się w tak poniekąd niedługim czasie? Jakim cudem Szwajcaria czy Belgia mogą słynąć z czekolady, a bataty w Chinach mogły odegrać tak ważną rolę, jak skądinąd równie egzotyczny ziemniak w Europie? Od kiedy naprawdę trwa globalizacja?
Chociażby nasza dobrze ugruntowana wizja Indian – koczowników na mustangach to świat, który jeszcze w XIV wieku nie istniał. Przecież tak naprawdę wiemy o tym, nawet jeśli nigdy sobie tego nie uświadomiliśmy – o wprowadzeniu koni na kontynent amerykański akurat w szkole mówiono. Czy jednak kiedykolwiek zastanawialiśmy się, jak wyglądało życie Indian uprzednio? Czy pomyśleliśmy kiedykolwiek, że mogli być osiadłymi w jednym miejscu – rolnikami?
Moje nowe ulubione słowo, którym zdążyłam już zatruć życie ukochanego, to homogenocen. Utworzone od słowa homogenizacja, oznacza epokę, którą możemy dostrzec wokół nas: kolejne miejsca upodabniają się do siebie ekologicznie i tak świat ulega „scaleniu”. Tak Mann nazywa świat, w którym żyjemy, a który narodził się po 1942. I z pasją opisuje jego początki.
Tak właściwie nie rekomenduję przeczytania tej książki. Każdemu, kogo zachęcił powyższy opis, kogo interesuje historia zarówno prekolumbijska jak i odczarowana z europocentryzmu epoka odkryć geograficznych, albo chce wiedzieć, jak powinno wyglądać zrównoważone rolnictwo, rekomenduję przeczytanie obu dostępnych w Polsce książek Manna, rozpoczynając od pierwszej. Pozostałym nie polecam.



*Ilość pozycji bibliograficznych oszacowałam na około 1200. Pozwolę sobie nie liczyć ich pojedynczo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz