piątek, 19 października 2012

Zagadki czasoprzestrzeni

Tropiciel, Orson Scott Card


To opowieść z bardzo długimi wstępami do rozdziałów.
To dwie opowieści.
To jedna historia z różnymi bohaterami.
Przypuszczam, że wszystkie odpowiedzi mogą być prawidłowe. Dla różnych czytelników; albo dla różnych czasów tego samego czytelnika. Ja skłaniam się ku trzeciej.

Być może zwyczajnie mam słabość do Carda. „Grę Endera” wspominam z zachwytem, który nie zmalał, gdy przyszło do „Mówcy umarłych”, czy „Ksenocydu”. Słyszałam kiedyś opinię, że w swych książkach stara się przekonać czytelników do swojej wiary, ale moja wiedza o mormonach (a właściwie jej brak) nie upoważnia mnie do zajmowania stanowiska. Jeśli nawet tak jest, nie widzę nic niezwykłego (ani niewłaściwego) w przekonywaniu ludzi do idei, w którą się wierzy; przypadek przekonywania do idei, w którą nie wierzy się zupełnie, też nie jest odosobniony.
Co zachwyciło mnie w „Tropicielu”, to pożywka dla umysłu. Jakby człowiek rozwiązywał łamigłówkę umysłową, układając przedstawione paradoksy i prawa we właściwej relacji. Bawiłam się świetnie! Chociaż twierdzę, że nie lubię książek SF, ta książka ma w sobie to, za co kocham science-fiction (gdy już przechodzę od relacji „nie lubię”). Żonglowanie prawami fizyki w sposób jeśli nie realistyczny, to urealniony (a co, jeśli…), przemyślenia dotyczące ludzkiej natury, oraz (co poniekąd mogłoby być zaskakujące) rozważania o ekosystemach. Zawsze podziwiam ogrom pracy, przemyśleń i poszukiwań włożony w tak powstałą powieść, ale przede wszystkim chodzi o idee. O zupełnie rzeczywiste sprawy dotyczące (zazwyczaj jednak) ludzkości, które przedstawione w otoczce SF pozwalają na rozpatrywanie procesów, zjawisk, bez wspominania o realiach naszego świata, które to realia odwracając uwagę od głównej osi powieści, powodują dyskusje na temat nieistotny w tej sytuacji.
Mimo powyższego akapitu, nie jest to tak śmiertelnie poważna książka, jak mogła właśnie zabrzmieć. Poważną książką (jakkolwiek wielkie nie jest to uproszczenie) nazwałabym „Diunę”, „Hyperiona”, albo „Oblicza Wód”. „Tropiciel” jest przystępny, łatwy do czytania, z przyjemnymi dialogami i zabawną ironią, która przypadła mi do gustu i wywołała parę uśmiechów.
Wydawało mi się, że znalazłam błąd, ale po wgłębieniu się w treść (i książki, i błędu), wytłumaczyłam go sobie w sposób satysfakcjonująco zgodny z uniwersum. Jeśli jest tak, jak sobie przemyślałam, to smakowity drobiazg. Na pociechę znalazłam kolejny błąd, ale nie wiem, czy należy do autora, czy tłumacza (a może redaktora?). Nie zaburza czytania, ale korci mnie, żeby dowiedzieć się, kto się pomylił. Jeśli ktoś może podzielić się cytatami z angielskiej wersji, śmiało!
Co szczególnie mi się podobało, to to, że mogłam snuć dodatkowe teorie równoległych wszechświatów, łącząc je sobie z informacjami (wydarzeniami) przedstawionymi w powieści. A także możliwość powiązania czasu z grawitacją, co uznałam za oryginalny koncept (być może tylko dlatego, że wcześniej się z nim nie spotkałam, a tak naprawdę gdzieś już zaistniał. Gdzie?). Ciekawy, zabawny, i uzasadniony.
Oraz racjonalizacja zła. Czyli coś, co najwyraźniej robimy na co dzień. Związane z nią jest zagadnienie, o którym wielokroć myślałam: „Wybiórcza świadoma ślepota pozwala ludziom ignorować moralne konsekwencje ich wyborów. To była jedna z waszych najcenniejszych cech gatunkowych, z perspektywy przetrwania każdej pojedynczej ludzkiej społeczności.”
Ostatecznie chciałam zacytować myśl, która zwyczajnie spodobała mi się i myślę nad przyjęciem jej do własnego użytku. To dużo prostsza (i prawdziwsza) forma wyrażenia tej myśli. Może zepsuje klimat poprzedniej części wpisu, ale mam na to ochotę.
„ Dla dzieci miłość to uczucie; dla dorosłych to decyzja. Dzieci czekają, by przekonać się, czy ich miłość jest prawdziwa, patrząc, jak długo trwa; dorośli czynią ją prawdziwą, wykazując się niezłomnością w swym postanowieniu.”

I pomyśleć, że to I tom cyklu. Ciekawi mnie, jak zmieni się struktura powieści w następnym tomie.

4 komentarze:

  1. A wiesz, że jakoś nigdy nie czytałam Carda? Rzadko sięgam po sci-fi, a w bibliotece natknąć się mogę chyba tylko na "Grę Endera", która regularnie na mnie łypie z półki i po Twoch zachwytach chyba już przestanę się bać (może znowu zacznę w trakcie czytania, ale to już inna sprawa XD). A co do samego "Tropiciela", poza wszystkimi innymi miłymi i mądrymi rzeczami, jakie o nim napisałaś, najbardziej urzekł mnie początek notki i teraz chciałabym przeczytać tę książkę choćby po to, żeby sprawdzić, która odpowiedź będzie prawidłowa dla mnie... ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu masz zacząć się bać podczas czytania, czy "Gra Endera" cię już jakoś skrzywdziła osobiście? :) jak ci się nie spodoba, to mogę ją przeczytać, odświeżyć sobie i przedyskutować z tobą, co ty na to?

      Usuń
    2. Ja po prostu podchodzę do science-fiction jak pies do jeża, tylko czasem zdarzy mi się jakiś "Hyperion", który zmniejsza wątpliwości ;) Może jestem za bardzo zabaśniona albo za głupia ;P Ale z Twojej opinii o twórczości Carda wynika, że raczej mogę, więc z następnego kursu do bibci wrócę z "Grą Endera" ^^

      Usuń
    3. Przecież wiesz, że zasadniczo też nie jestem fanką, ale są książki... Nota bene "Gra Endera" była chyba pierwszą SF, którą czytałam (o ile nie liczymy Verne'a, co prawda ojca gatunku, ale teraz chętnie wykorzystywanego jako inspiracja do steampunka).
      Pamiętaj, co rzekł Gaiman: "Read a lot & outside your comfort zone".

      Usuń